Tuesday, June 9, 2009

dzien 5 - Arequipa czyli czarny delfin atakuje;)


Do Arequipa dotarlismy o piatej rano, po dziewieciu godzinach jazdy nocnym autobusem. Spodziewalem sie klimatu jak w Indiach, drewnianych lawek i kur na dachu a tymczasem trafilismy na superluxusowy, pietrowy autobus z klima i kompletnie szalonego kierowce ktory albo wypil za duzo naszej ulubionej herbatki z lisci Koki, albo za malo- innej opcji nie widze:) Przez pierwsza godzine siedzacy na pierwszym fotelu Tabi komentowal to co sie dzieje na drodze jak najlepsze wyscigi WRC, z ta roznica ze bylismy w centrum wydarzen:) Na miejscu zarzucilismy plecaki i ruszylismy do hotelu lokalnymi taksowkami marki Daewoo Tico. Hostele robia sie coraz ciekawsze, duzo blizej juz klimatom indyjskim, jakos tak jednak fajniej spac w swoim spiworze niz w tych lozkach:) Ale za to mieszkamy w centrum, co spowodowalo ze juz o8.30 rano obudzily nas smieciarki, uliczna wrzawa, nadzierajace sie przekupki, prostytutki i klaksony taksowek. W koncu sie zebralismy i ruszylismy pozwiedzac Arequipe zaczynajac od mocnego uderzenia - targu miejskiego. Straszne rzeczy tam sprzedaja, ale nic nie przebije dziadka, ktory przy nas wypil trzy koktajle... z zabki. Receptura prosta, wrzuca sie zabke do miksera i koktajl gotowy...




...nie wiem czy to zmiany w naszej psychice, czy totalne odciecie od swiata, klimat miejsca czy wszytkiego po trochu. W koncu zaczyna wygladac jak w kraju trzeciego swiata. Gnoj na ulicy, straganach, targach, chodnikach, placach i skwerach jest dla mnie mglistym wspomineniem Indii. Jest tu nadal (jak na moje przewidywania) dosc czysto, ale czesc ekipy juz uznaje tylko lokalnych piekarzy i kabanosy przywiezione z Polski! A przeciez Arequipa jest znana w calym Peru z dwoch specjalnosci wspanialych wyrobow cukierniczych oraz... wspanialych pieczonych swinek morskich. Uprzedzajac pytania tak, oczywiscie bedziemy je jedli dzis na kolacje :)
Za oknem gorace powietrze poludnia. Pisze te slowa w naszym hostelu czekajac na reszte ekipy. Za kilkanascie minut mamy ruszyc na rafting, ktory wg zapowiedzi nie jest raczej specjalnie niebezpieczny (skala rapidow od 1-4, wiec powinno byc wesolo:) Czesc chlopakow dopiero wstaje bo rano, po nocnej jezdzie autobusem nie zalapala synchronizacji i musiala ostro odespac.
O drugiej w nocy (ku**a dobrze ze nie wnikalem w program wyprawy bo bym oszalal:) ruszamy na dwudniowy trekking przez Kanion Colca najglebszy na swiecie, z tego co pamietam ponad 3500m!!! Czekaja nas dwa dni marszu od switu do zmierzchu, nocleg w szalasach, ale w nagrode zobaczymy kondory w ich naturalnym srodowisku. To jedna z ciezszych czesci wyprawy i bez owijania w bawelne chyba wszyscy jestesmy lekko posrani czy damy rade. Dlatego tez czesc chlopakow dzis zamiast zwiedzac spi i sie regeneruje. Z kanionu zas pojedziemy do Puno nad jeziorem Tititaca. Tam pewnie zlapie jakis komputer i napisze jakbylo. Bo z Puno lecimy juz w dzicz, do Boliwii, ktorej doczekac sie nie moge:) Jestesmy tak zmeczeni ze wczoraj nawet nie bylo nominacji do tekstu dnia, pipy dnia, jedynie temat zuka lyzwiarza lekko odzyl poprzez informacje od Pieca z Polski. Podobno jakis znajomy z Poznania (uwaga -kolejny swiadek!!!) sikal w kukurydzy (!) i go dopadlo... temat jak widac jest rozwojowy






Tymczasem wlasnie wrocilismy z raftingu! Ja pierdziele - jaki total. Woda zimna jak cholera, jak powiedzial Baron: jaja mamy jak rodzynki - male i pomarszczone :))) Ale widoki przefantastyczne. tak piekna rzeka nie plynalem. wysokie kamienne sciany przechodzace plynnie w urwiska z wielkimi drzewami, okragle mokre kamienie, a nad tym czyste niebo z osniezonymi szczytami w tle. I tu maly kronikarski obowiazek. Dostalem dzis tytul pipy dnia, na wniosek Seby, przez aklamacje. Za to ze pojawilem sie na raftingu w stroju kolarza (jak uwazal Baron) lub jak uwazala reszta w stroju ¨czarnego delfina¨ - zupelnie nie wiem o co im chodzi, ale zdjecie obiecalem opublikowac:)))




No ale coz - zakladamy kaski, kamizelki i jakies smieszne kombinezony, trenujemy komende, ponton na rzeke i ... porywa nas prad!



Rafting trwal prawie dwie godziny, po drodze z kilkoma naprawde ostrymi momentami (bylem w tratwie z Baronem, Jurasem, dwiema angielkami i sternikiem). Co chwile akcje, walka o utrzymanie sie na pontonie, opryskiwanie innych pontonow i mega challenge - za udany abordaz i wrzucenie przeciwnika do wody -piwko dla wszytskich. Tworza sie sojusze, podpuchy i tajne akcje:)) Jestesmy zachwyceni, dla mnie to tez bardzo wazne bo po raftingu na rzece Zambezi gdzie prawie sie topilem znow czuje wielka satysfkacje z tego sportu! Po najwiekszym ¨rapidzie¨ urzadzilismy sobie skoki do zimnej wody - spektakularny lot gilberta ponizej:


Z przemyslen ogolnych mozna powiedziec ze jestesmy wszyscy w stanie zmeczenia ale tez coraz wiekszej adaptacji. Ja zas osobiscie caly czas szukam swiadomie i podswiadomie analogii do Indii, w ktorych bylem z Seba i inna ekpia prawie rok temu i cienie ktorych widze w kazdym zakatku. Moze to idealizowanie, ale kolor purpurowy, fioletowy, zolty czy ognista czerwien lepiej wygladaja na tle brudu, blota, kurzu i indyjskiego tropikalnego powietrza. Na razie Peru zaskakuje krajobrazami, ktore (w szczegolnosci te w drodze do Machu Picchu) zblizaja sie do wawozow na wyspiepoludniowej w Nowej Zelandii, a widoki gor zwalaja na kolana. Ale tez maja wiele czystych i schludnych miejsc (rynek w Cusco) ktorych nie powstydzilo by sie wiele malych polskich miasteczek. Inni sa tez ludzie. W Indiach to bylo pieklo na ziemi (slumsy w Amristarze, czy Stare Dehlli- nie widzialem Kalkuty) pieklo pelne aniolow, ludzi uduchowionych, pieknych, oderwanych wrecz od swych fizycznej egzystencji. W Peru zas ludzie zyja z dnia na dzien, sa mili usmiechnieci, ale stapaja twardo po ziemi. Dlatego tak czekam na dzungle, Boliwie i pustynie...

Juz wieczor. Pora przepakowac plecaki i przygotowac sie na ekstremalne dwa dni. Ruszamy do wawozu Colca...

1 comment:

  1. Czesc Michale
    Milo przeczytac bylo Twoje wrazenia.My lecimy w poniedzialek do Limy i trasa nasza podobna jest do Twojej ale z mniejsza iloscia alkoholu :)
    Buzka
    Ciocia Lucyna

    ReplyDelete