Thursday, June 25, 2009

Dzien 21-22 LaPaz - relax i przygotowania do wyjazdu do Peru.

Jak cudownie bylo wziasc prysznic po tej pustyni. Bralem go trzy razy pod rzad aby odzyskac dawny zapach skory :) Kolejne dwa dni chilloutujemy sie w LaPaz. Wczoraj mialo byc wyjscie na gore, ale ze byla slaba pogoda (chmury i mgla) to zostalismy w miescie. Caly dzien spedzilismy na piciu browarow, jedzeniu, praniu zakurzonych i brudnych po pustyni rzeczy, robieniu zakupow i tego typu zajeciach. Wieczor spedzilismy w lokalnej pizzerii delektujac sie lokalnym winem ¨Kolobrzeg¨ czyli ¨kohlberg¨- doskonalym zreszta :):):)

Druga czesc wieczoru uplynela na organleptycznym badaniu tego jak w srode wieczor bawi sie LaPaz. Grupa rozpoznawcza w skladzie Baron, Tomek, Muniu, Gilbert i ja udala sie do podobno najlepszych knajp-dyskotek w miescie aby obadac temat. Efekt byl taki ze nawet nie wzywalismy posilkow, knajpy byly prawie puste, taksowkarze probawli nas naklonic na kokaine a na koniec Muniu zostal wydymany w knajpie na 200 boliwianow (zaplacil dobrym banknotem w knajpie a po chwili kelnerka wrocila z innym mowiac ze dal falszywke... no coz, co kraj to obyczaj). Lekko nawaleni polozylismy sie spac i tyle...

Kolejnego dnia wiekszosc z nas (ta grupa ktora czuje nadmiar tlenu na wysokosci 4000m npm:) ruszyla na podboj lokalnego szczytu o wyskosci 5350m npm.





Z relacji naocznych swiadkow wynika ze niesamowicie wykazal sie Muniu, ktory z wielka determinacja zdobyl sam szczyt jako jeden z pieciu (chyba caly czas czuje pietno osiolka w kanionie Colca) :) tak czy inaczej - dostaje asiora dnia, za determinacje!


Ja zas z Baronem zwiedzilem centrum LaPaz, w tym wielki salon Toyoty w ktorym miedzy samochodami, stal... ogromny oltarz z Matka Boska i dwoma zapalonymi swiecami ! nieprawdopodobne....

Coz... przyszedl czas powoli sie pakowac. Mam prywatna satysfakcje ze pierwszy raz bylem spakowany naprawde idealnie na taka wyprawe. Nie bylo rzeczy ktora by mi sie nie przydala, z drugiej zas strony niczego mi nie brakowalo. Nawet znienawidzona kurtka i spodnie przeciwdeszczowe doskonale dogrzewaly na pustyni, a gdy juz wszytkie rzeczy byly brudne to stanowily ostatnia rezerwe czystych rzeczy :)

Za dwie godziny wylatujemy z Boliwii do Peru. Dzis wieczorem czeka nas libacja z okazji ostatniej nocy. W Limie bedziemy mieszkac nad samym Pacyfikiem w dzielnicy MiraFlores. Nasz wczesniejszy zwiad w postaci Drewsa, Pieca i Wojtka wytypowal nam lokale rozrywkowo-kulturalne :) ktore napewno przezyja dzis nasz nalot.... cos czuje ze beda nieziemskie jaja :)

1 comment:

  1. no pięknie chłopaki, piękna podróż - śledziłem prawie całą, a Michale masz pióro lekkie i błyskotliwe - normalnie Kapuściński 2.0 - gratuluje!. A na koniec drobna refleksja - byłem tam, dziś najprawdopodobniej weszliście na lodowiec Chacaltaya, jedno z tych jezior ze zdjęcia o 4 wyżej to jezioro: http://obiezyswiat.org/images/0000000095/0000000902.jpg.

    Byłem tam 4 lata temu, i od tego czasu, pokrywa śnieżna na tym lodowcu skurczyła się około 10 metrów. Kiedy pojadą tam nasze dzieci, śniegu już nie zobaczą w cale - i już w ogóle nie będzie pretekstu by wychodzić z knajpy w la paz!

    ReplyDelete