Saturday, June 6, 2009

Dzien 1 Warszawa=>Lima













... o 4.30 rano w końcu odprawiliśmy się na samolot z Warszawy przez Amsterdam do Limy. Z pierwszego lotu nie pamiętam nic, zresztą chyba nikt z ekipy nie pamięta, bo spaliśmy jak zabici. :) W Amsterdamie szybka kawa i boarding do dużego Boeninga KLM. Kilka roszad na pokładzie i udało mi się wywalczyć miejsce przy wyjściu awaryjnym. :) Sam 13-to godzinny lot był niezwykle przyjemny, zapewne przez sen i odpowiednie ilości whisky w doskonałych proporcjach. Po dziesięciu godzinach wlecieliśmy nad Karaiby, a chwilę później nad Wenezuelę. Widoki tropikalnych lasów, a później przelot nad Andami, aby w końcu wzdłuż wybrzeża Pacyfiku wylądować w Limie. Cofamy czas o 7 godzin, w Limie jest około 15:00. Przesiadka do lokalnych taksówek i przez miasto do Hotelu. Zabudowa i poziom gnoju plasuje się gdzieś pomiędzy Kairem, a Puerto Plata. Ulice asfaltowe, ale domy obrypane, często bez okien, zamarłe lata temu, niedokończone budowy. Jak to w kraju Trzeciego Świata, większość biznesów to warsztaty samochodowe, które tutaj pełnią raczej funkcję pit-stopow. :) Autostrada 3-pasmowa z czterema kolejkami samochodów – klasyk. Wszechobecne klaksony i niezrozumiałe reguły dotyczące pierwszeństwa przejazdu. :) Po około 25 minutach docieramy do hotelu w samym centrum Limy, tuż przy palacu prezydenckim. Hotelik rewelacyjny, jednogwiazdkowy. W recepcji w ramach dekoracji umieszczone ludzkie czaszki w gablocie. Sam hotel w starym hiszpańskim stylu kolonialnym, jak zamek Gargamela, rozdudowywany po jednym, dwa pokoje w każde możliwe, zwalniające sie przez lata miejsce. :) Aha! zapomniałbym o dwóch dużych kopulujących żółwiach trących skorupami podłogę w hotelowym patio czy tarasie. Czas nie ma tutaj wstępu!

W hotelu właściwie od razu zrzuciliśmy plecaki i ruszyliśmy na miasto. Dzielnica rządowa zupełnie nie wygląda jak Trzeci Świat. Przystrzyżone trawniki, fontanna, palemki. O lokalnym zamordyzmie świadczy tylko fakt, że w narożnikach placów i uliczek czają się policjanci gotowi interweniować w każdej chwili. Szybki wieczorny spacer, jakiś sandwich, kawa i spać... Ruszamy następnego dnia o 3.30 rano!!!

1 comment:

  1. Wyjście awaryjne.... jedyne słuszne miejsce dla ludzi mających słuszny wzrost ;)

    ReplyDelete